poniedziałek, 23 marca 2015

Chapter 7 - Can it flying?!

Rzadko kiedy dostaję jakieś listy, ale jak już jakiś jest zaadresowany do mnie to cieszę się jak głupia. Teraz kiedy są SMS, maile itp. listy są rzadko pisane. Chociaż czasami lepiej jest ich nie dostawać...
- Jak myślicie... śpi? - usłyszałam 'szept' Calum'a. Moim zdaniem to był bardziej krzyk, ale wiem, że chciał mówić szeptem.
- Przykro mi, ale ja tak szybko nie zasypiam - odezwałam się otwierając jedno oko.
- Moim zdaniem jednak spałaś, ale ten debil, Calum, cię obudził. -stwierdził Ashton.
- Może masz rację... - zachichotałam.
Wszyscy siedzieliśmy w milczeniu, wpatrując się w siebie. Pewnie wyglądaliśmy jak marchewki przyssane do ziemi. Chyba powinnam pójść do psychologa. 
- O czym był film? - zapytałam.
- Nic ciekawego - jednocześnie odpowiedzieli.
- Okey... 
Chwila... mój mózg pracuje, chyba. 
- Która godzina? - Tak! Brawa dla mnie. Zegar jest na przeciwko mnie.
- Koło drugiej w nocy - odparł Luke. - Zegar jest przed tobą.
- No wiem... Powiedzmy, że gubię się z tymi wskazówkami, poza tym nie widzę tarczy, bo zapomniałam okularów. 
Kto jest najmądrzejszy na świecie? Alpaka! Ta Alpaka, która nie umie odczytać godziny z zegara. Ta Alpaka, która gubi okulary, bez których prawie nic nie widzi. Ta Alpaka, która... dobra, może jednak nie jestem taka głupia. 
- Zaprowadzę cię do pokoju gościnnego - powiedział Mike, wstając od stołu i biorąc mnie za rękę. - Zresztą pokaże ci cały dom.
Wstałam i udałam się razem z nim na "zwiedzanie".
Zajęło nam to z dobre pół godziny. Na końcu "wycieczki" trafiliśmy do pokoju Michael'a. Zanim przekroczyliśmy próg drzwi, próbowałam nastawić się psychicznie na bałagan w pomieszczeniu. Zawsze był bałaganiarzem i jak czasem u mnie nocował to moja sypialnia wyglądała gorzej niż pobojowisko. 
Gdy niebiesko-włosy otworzył drzwi powoli weszłam do środka rozglądając się na wszystkie możliwe strony.
Spodziewałam się najdziwniejszych rzeczy - małp, starych pudełek po pizzy, słoni... - ale... porządek? To było na samym końcu mojej, bardzo długiej listy "rzeczy spodziewanych w pokoju Mike'a". Serio, kiedyś napisałam taką listę. Możliwe, że nadal ją mam. 
- Zmieniłeś się czy posprzątałeś jak spałam? - spytałam, delikatnie przechodząc po odkurzonym, RÓŻOWYM dywanie. Jestem daltonistką czy to serio jest różowy?!
- Masz mnie! - Mike się zaśmiał - Posprzątałem jak jeszcze była tu twoja koleżanka. Camille, tak?
- Tak, tak - rzuciłam od niechcenia. - Schowałeś wszystko do szafy? - zaśmiałam się, a Michael po chwili zrobił to samo.
- Nie wierzysz we mnie? - Mike zrobił minę oburzonej marchewki i patrzył się tak na mnie przez kilka dobrych minut. Spokojnie... on chyba taki jest. 
Podeszłam do biurka i przyjrzałam się kartkom rozwieszonym po tablicy korkowej. Wisiało tam kilka kartek z tekstami piosenek mojego ulubionego zespołu (to przecież oczywiste, że rozpoznałam je od razu), nasze zdjęcia z dzieciństwa, jego wspólne zdjęcia z Ashton'em, Calum'em i Luke'iem...
Chwila... Co? Wróć! Nasze wspólne zdjęcia? On jeszcze je ma? Jak miło.
- Mogę zrobić zdjęcie tego zdjęcia? - zapytałam się właściciela pokoju i wskazałam na nasze wspólne zdjęcie.
- Nie.
- A niby czemu? - uniosłam brwi do góry.
- Bo... No dobra, rób to zdjęcie - Mike się zaśmiał. - Ale potem zrobimy jeszcze selfie moim telefonem. Muszę zmienić sobie tapetę. 
Szybko zrobiłam serię zdjęć telefonem, a potem ustawiłam się bliżej Michael'a, aby ten mógł zrobić sobie nową tapetę.
Zrobił chyba z miliard wspólnych selfie, a potem wybrał jedno, na którym robiłam zeza, na tapetę. 
- Powinnam już wracać do domu - powiedziałam, kiedy zeszliśmy już na dół, do pozostałej trojki chłopaków.
- Tak, Alex, idź sobie do domu o trzeciej w nocy. Przecież co mogłoby ci się stać? W końcu trzecia w nocy to najbezpieczniejsza godzina na samotne spacery... - stwierdził Ashton, używając chyba najbardziej sarkastycznego głosu, jaki kiedykolwiek słyszałam.
- Zawsze ktoś z was mógłby mnie zawieźć do domu. Michael? - spojrzałam na przyjaciela błagającym wzrokiem, ale ten mnie zignorował. - W takim razie pójdę pieszo. Pa!
Ruszyłam do drzwi i wyszłam z domu, uprzednio zakładając moje buty. 
"Spokojnie Alpaka, spokojnie. Nic nie może ci się stać. Spokojnie, przecież o tej porze wszyscy są w domach. Nikt cię nie napadnie..." - powtarzałam te słowa jak mantrę. 
Nagle pojawił się przede mną mężczyzna. Tak jakby wyrósł z ziemi. Pominę fakt, że zapewne dostałam milion zawałów na sekundę. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, biec, cokolwiek, ale czułam, że on nic mi nie zrobi.
"To logiczne, że o trzeciej w nocy, dziwny mężczyzna nic ci nie zrobi." - odezwała się moja podświadomość. 
- Witaj, Alexandro - odezwał się nieznajomy. 
Może jednak opcja z uciekaniem i wrzeszczeniem nie jest taka zła?
Albo po prostu... nic nie zrobię?
- Kim pan jest?
- Oh! Przepraszam! Nie przedstawiłem się. Mr Exartor - nieznajomy podał mi rękę.- Nauczyciel w szkole AN, do której zostałaś przyjęta.
Delikatnie potrząsnęłam jego ręką i natychmiast ją puściłam.
- Przykro mi, ale zaszła jakaś pomyłka. Nie zapisywałam się do żadnej nowej szkoły. Jest pan wariatem.
- Ty nie zapisywałaś się do szkoły. Nie wybierałaś żadnej. To szkoła wybrała ciebie - Uwaga! Uwaga! W-A-R-I-A-T. - Weź ten list i na spokojnie go przeczytaj. 
Wzięłam list i teatralnie, tak aby ten cały "Exertrat" czy jak mu tam dokładnie zobaczył co robię, podarłam list na drobne kawałki. On się tym nie przejął, tylko wpatrywał się w niego tak jakby sam miał się... posklejać? To nie możliwe! Dobra! Cofam to!
List powoli zaczął migotać i unosząc się w powietrzu zaczął się sklejać. Chwilę temu był podarty na małe kawałeczki, a teraz w całości unosił się w powietrzu przede mną. To umie latać?! 
- Weź ten list do domu i na spokojnie go przeczytaj - rzekł Mr Exartor. - Do zobaczenia wkrótce Alexandro - i zanim zdążyłam coś powiedzieć, on teleportował mnie do mojego domu. Tak! Teleportował. 
Więc... To chyba najdziwniej rozpoczęty dzień w moim życiu. 
Może lepiej przeczytam ten list?
Wzięłam kopertę i przeczytałam to co na niej było napisane:
"Do rąk własnych panny Alexandry Katherine Kaitly Ruby Jessy Seleny Mii Olivi Shailene Alpaki Blood.
Szkoła AN."
Nie wiem czemu, ale nagle ogarnęło mnie uczucie, że z tym człowiekiem, którego spotkałam, wszystko jest w porządku.
Możliwe wprawdzie jest to, że może być prześladowcą i inne takie, ale ufam mu. Tak. Chyba mu ufam.

Otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać list...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz