piątek, 30 stycznia 2015

Chapter 2 - I hate TV news.

Atrament. Używasz go do pisania w szkole, pracy czy gdzie tam chcesz. Czasem w szkole też używany jest do rysowania. A co jeśli pokażę Ci fajniejsze zastosowanie atramentu...
Niedziela. Nie lubię niedzieli. Zawsze po niej nastaje poniedziałek. Chociaż gdyby po niedzieli była np. sobota, to kto wie... Może kochałabym ten dzień? Ogólnie mój idealny tydzień ma jeden dzień - sobotę. Wczoraj właśnie był ten idealny dzień. 
Po tym jak wróciłam z pizzerii chciałam zakopać się pod kołdrą i powspominać stare czasy. Jednak nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli... Mój kochany braciszek numer trzy musiał mieć do mnie jakąś "arcyważną sprawę" jak to sam powiedział. 
- Alex! Czy możemy porozmawiać? - bo tylko on mnie tak nazywa, no on i reszta z tego nienormalnego rodzeństwa, nie licząc oczywiście Jack'a.
- Byle szybko. - rzuciłam od niechcenia - Mam coś ważnego do zrobienia.
- Czy chciałabyś iść ze mną jutro na imprezę do mojego kolegi? 
- Hahaha, chyba ciebie powaliło. Jutro jest poniedziałek geniuszu. - Nie jestem stuprocentowo pewna, że mamy te same geny. Przecież to na pierwszy rzut oka widać, że ja jestem ta mądrzejsza. 
- No chyba wiem. Zerwiemy się z lekcji. - mam nadzieję, że słuchaliście, kiedy mówiłam, że nie jestem pewna, że mamy te same geny. 
- Weź, ugh! - wyrzuciłam ręce w górę, w akcie rezygnacji. Z takimi debilami to ja nie umiem gadać. - A nie możemy pójść po szkole? 
- Okey. 
Tak właśnie zakończyła się moja rozmowa z bratem bliźniakiem. Mam całą niedzielę, aby odrobić zaległe zadania na poniedziałek i wtorek, żeby potem nie mieć zaległości. Co jak co, ale ja o szkołę dbam. Naprawdę! Nie śmiejcie się! 
Gdy odrobiłam te wszystkie do życia nie potrzebne mi rzeczy (nauczyciele, miejcie litość, ile można zadawać?) wzięłam się za przygotowanie stroju na imprezę. Nie chcę potem czekać przed szafą tryliarda godzin zastanawiając się w co się ubrać. To nie w moim stylu. Muszę mieć wszystko wcześniej przygotowane. 
Postanowiłam wybrać najzwyklejszą czarną bluzkę na krótki rękaw, która jest za duża o kilka rozmiarów. Zresztą w mojej szafie nie ma niczego co było by w moim rozmiarze. Kocham za duże ubrania i sama sobie takie kupuję. 
Do bluzki dobrałam czarne jeansy i czarne trampki. Jestem bardzo pomysłowa. 
- Alex! Czy mogłabyś zejsć tu do nas na chwilę?! - czego oni ode mnie znowu chcą?!
Postanowiłam jednak zejść. Nie chcę znowu słuchać tego jaka to jestem "niegrzeczna".
- Co chcieliście? - zapytałam znudzonym głosem, jednak od razu się ożywiłam zauważając jak wszyscy patrzą smutnym wzrokiem na telewizor. - Coś się stało?
Jednak nie dostałam normalnej odpowiedzi. Lucy zaczęła płakać, co było kompletnie do niej nie podobne. Kanya podeszła do mnie i mnie przytuliła. Co tu się dzieje do królika jasnego?!
-Em... Nicolas? Alex? Co tu się dzieje? - zapytałam, nadal nie mogąc ogarnąć zachowania moich starszych sióstr, które zazwyczaj mają mnie gdzieś.
-Mia, kochana tak nam przykro. - Co to ma być?! Czemu mój drugi najstarszy brat powiedział do mnie Mia? Mam tyle imion, a on akurat użył tego. Nie jest dobrze. Wiem, że coś jest nie tak.
-To byłby ktoś łaskaw i powiedział mi o co chodzi? - niby jestem cierpliwa, ale bez przesady.
- Obejrzyj wiadomości. - powiedział Alex, który jak narazie siedział cicho.
W telewizji leciała powtórka wiadomości z dzisiejszego poranka. Mówili o jakiejś katastrofie lotniczej. Nikt nie przeżył. Lot z Sydney. Chwila! Przecież tym samolotem lecieli nasi rodzice! Byli w odwiedzinach u siostry mojej mamy. Mieli wracać dzisiaj.
Czyżbym właśnie została sierotą?
-To jakiś żart, prawda? - nie mogę w to uwierzyć.- Nienawidzę wiadomości telewizyjnych!
Moi rodzice zginęli w wypadku. Osierocili szóstkę dzieci. Jak my teraz damy radę?
-Mia, wszystko będzie dobrze. Ty wraz z Alex'em przeprowadzicie się na jakiś czas do Jack'a, a my w tym czasie poszukamy pracy i... - Dalej Lucy nie potrafiła mówić, bo znów zalała się łzami. Zrobiło mi się jej żal, chociaż nigdy nie darzyłam jej większą sympatią.
-Będzie dobrze. - Nicolas poklepał mnie po plecach.
-Jasne. - prychnęłam - Nic już nie będzie tak jak dawniej.
-Dasz radę. Wszyscy damy radę.
__________
Pół godziny temu dowiedziałam się o śmierci rodziców. Jak się z tym czuję? Chyba dobrze. I tak rzadko kiedy byli w domu. Teraz będę mieszkać z ukochanym bratem.
Mam jeszcze pare minut zanim Jack przyjdzie po moje walizki. Teraz mogę na spokojnie pomyśleć. Nie, nie będę rozmyślać o rodzicach. To by mnie zdołowało.
-Zakład o to, że nie zjesz wszystkich ziaren tej kawy?
Uśmiechnęłam się na samą myśl o tym pięknym dniu, kiedy rozpoczęła się moja przygoda z kawą. Miałam wtedy chyba z 10 lat.
-A co mi dasz, jeśli to zrobię? 
-Zobaczysz.
______
-Nie wierzę, że serio to zrobiłaś!
-Powiedziałam, że to zrobię. Poza tym kawa nie jest wcale taka zła. 
-Dobra! - mój przyjaciel wyrzucił ręce w górę, pokazując tym samym, że się poddaje. Cóż, ze mną nie jest tak łatwo wygrać. 
-To co dasz mi w zamian? 
Chłopak już nie odpowiedział tylko wziął mnie za nadgarstek i poprowadził do prawdziwej kawiarni.
-Moja mama tu pracuje, a skoro tobie kawa tak zasmakowała to jedyne co mogę Ci podarować to bon na darmową kawę do końca twojego życia. 
-Dziękuję.
Wyjęłam z etui mojego telefonu bon na kawę. Ma on już z te 6 lat. Zawsze gdy na niego patrzę przypominają mi się cudowne lata kiedy ja i mój przyjaciel bawiliśmy się w najlepsze. Zazwyczaj wszystko toczyło się wokół kawy. To właśnie ten przyjaciel nadał mi przydomek "Kawowa Alpaka".
-Alpuś. Mogę wejść? - serio? "Alpuś"?
-Za nazwanie mnie Alpuś to nie.
-To sama zniesiesz sobie walizki?-już widziałam jak Jack się uśmiecha, bo wiedział, że mnie przekonał.
-Dobra, bierz te walizki i idź sobie.
______
-Um... Alex? - zapytałam, kiedy siedzieliśmy razem na tyłach samochodu Jack'a.
-Co?
-Impreza jutro nadal aktualna? - Alex uśmiechnął się zwycięsko.
-Oczywiście, że tak.
____
-Alpaka, to jest Twój nowy pokój. Za ścianą jest Alex, a ja piętro wyżej.
Muszę przyznać, że dom Jack'a jest ogromny. Nigdy wcześniej tu nie byłam. Może się to wydawać dziwne, prawda? Ale Jack nie chciał, aby ktoś wiedział gdzie mieszka.
Rozłożyłam się wygodnie na łóżku, jednak po chwili postanowiłam rozpakować kilka potrzebnych rzeczy.
Pierwsze co wpadło mi w ręce to atrament. Dużo atramentu.
Uśmiechnęłam się sama do siebie, bo w mojej głowie już narodził się nowy pomysł...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz